czwartek, 12 grudnia 2013

it started again

Znowu się zaczęło, wszystko od nowa. To uczucie beznadziejności i nicości. Nie daję rady. Zawsze to wraca.. Nie chcę, by się kończyło - to co zaczęło kilka miesięcy temu, kiedy w końcu znalazłam coś, czego mogę się trzymać. Jakoś z tym brnęłam, nawet czułam się szczęśliwa. I się skończyło. Ot tak, po prostu, bez przyczyny. Nienawidzę być sama w domu, to jeszcze bardziej mnie dołuje, nie mam co ze sobą zrobić, wariuję i czuję, że nie wytrzymam tak dłużej. Czemu to musi być takie trudne? Jestem beznadziejna we wszystkim, bez wyjątku! No bez! A święta za ponad tydzień.. Chciałabym przed tym uciec.. Wszyscy wokoło tacy szczęśliwi, tylko robić im zdjęcia i brać przykład, ale tak się nie da.. Niby mam przy sobie paru dobrych ludzi, naprawdę. Dziwię się, że jeszcze utrzymują ze mną kontakt.. Znam siebie i szczerze mówiąc nie chciałabym się zadawać z kimś takim. Albo może nie widzą tego, co ja. Ja widzę tylko złe rzeczy, brak pozytywności, zupełny. Ale tak pisząc to poczułam się lepiej, w środku. Może się polepszy przez te święta, może w końcu coś zmieni się na dobre i nigdy to uczucie nie będzie do mnie wracać. Jeszcze do tego wszystkiego straciłam jedną ważną osobę, taką ważną, ważną, ważną, że aż nie mam innych słów. Po prostu to mnie dobiło, zniszczyło. Muszę się poskładać, inaczej nie dam rady i powrócą do mnie te myśli, te najgorsze, te o których ludzie nie mówią, bo się ich boją. Nieważne, koniec. Może następny post będzie pozytywny, och tak bym chciała! To może potrwać tak z pół roku, oby króceeeej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz